4 lipca 1989 roku z lotniska w Bagiczu wystartował MIG-23 który uległ awarii i pilot zmuszony był do katapultowania,a samolot nie pilotowany doleciał aż do Belgii.Na forum
http://lotnictwo.net.pl/forum.php znalazłem opis tego zdarzenia zamieszczony przez użytkownika "ZWIEROBOJ":
Wydarzenie miało miejsce 4 lipca 1989 r. podczas lotów dziennych na pierwszą zmianę na lotnisku KOŁOBRZEG. Pilot wojskowy 1 klasy, pułkownik Nikołaj Jegoriewicz SKURIDIN był szefem Wydziału Politycznego 239 Baranowickiej DLM z Kluczewa [u Radzieckich wszyscy zastępcy d/s politycznych, w przeciwieństwie do naszych, byli pilotami, albo nawigatorami — latali]. W Polsce służył od lata 1988 roku. Był to dla niego pierwszy dzień lotny po urlopie. Zgodnie z zasadami, w celu wznowienia nawyków techniki pilotowania najpierw wykonał lot kontrolny do strefy na szkolno-bojowej „sparce” MiG-23UB.
Jedna ze wzmianek o tym wydarzeniu w radzieckiej prasie:
„Zbłąkany myśliwiec”, „Krasnaja Zwiezda”, 5 lipca 1989 roku.
„4 lipca w jednej z jednostek lotniczych Północnej Grupy Wojsk podczas wykonywania lotu szkoleniowego nad terenem Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, z powodu niesprawności sprzętu lotniczego na małej wysokości, z samolotu myśliwskiego MiG-23 zmuszony był katapultować się radziecki pilot wojskowy. Pilot przeżył. Samolot kontynuował lot bez pilota w kierunku zachodnim i upadł na terenie Belgii. Strona radziecka kontaktuje się z rządami państw, w których przestrzeni powietrznej znalazł się ten aparat latający.”
Loty tego dnia odbywały się z kursem zasadniczym — 255 stopni. Na osi pasa znajdował się Kołobrzeg, który był wykorzystywany w charakterze WPT. O 9.18 (czasu środkowoeuropejskiego) Skuridin wystartował na samolocie bojowym MiG-23M w celu wykonania ćwiczenia w strefie pilotażu. Na pokładzie miał zapas pocisków do działka 23 mm. Innych środków bojowych na samolocie nie było. Po starcie podczas pracy silnika na dopalaniu, w 41 sekundzie lotu na wysokości 130 metrów, nastąpił gwałtowny spadek obrotów. Pilot usłyszał trzask w rejonie chwytu powietrza, odczuł spadek ciągu silnika i przejście samolotu na zniżanie. Na przyrządach zauważył spadek obrotów i prędkości. Skuridin zameldował kierownikowi lotów (KL) o uszkodzeniu silnika, z trudem zdołał odchylić maszynę w stronę morza i na wysokości około 100 metrów katapultował się. Opadając na spadochronie widział, jak jego samolot przeciął linię brzegową, kierując się nad morze. Po chwili samolot zniknął na tle powierzchni wody. KL podpułkownik BAŁYKIN po meldunku pilota, obserwował zgaśnięcie płomienia dopalacza, dym za silnikiem oraz przepadnięcie samolotu. Po katapultowaniu, samolot przestał się zniżać i na wysokości koszącej zniknął z jego pola widzenia w odległości 4-6 kilometrów.
W tym czasie obsługi stacji radiolokacyjnych podały informację o utracie znacznika samolotu gdzieś w rejonie wód przybrzeżnych. W ślad za feralnym MiGiem wysłano parę myśliwców w celu ustalenia miejsca upadku samolotu, jednak bez rezultatu. Dowództwo uspokoiło się, oceniając, że całe wydarzenie zakończyło się dość szczęśliwie — bez ofiar w ludziach. Nikt nie wątpił w to, że samolot spadł do morza.
Tymczasem, jak następnie ustalono na podstawie zapisu na taśmie SARPP, po wykatapultowaniu się pilota, po 15 sekundach obroty wzrosły do maksymalnych, by po 20 sekundach ponownie nastąpił ich spadek do PMG (obroty minimalne w locie). Następnie silnik znów osiągnął obroty maksymalne, które utrzymywał do chwili pełnego wyczerpania zapasu paliwa. Maszyna, z SAU pracującym na zakresie „Stabilizacja”, przeszła na wznoszenie i nabrała 12 000 metrów. Na takiej wysokości kontynuowała dalszy lot. O 9.44, po przekroczeniu granicy NRD z RFN, samolot został wykryty przez amerykańskie posterunki radiolokacyjne. O 10.05 przechwyciła go para F-15C. Piloci amerykańscy byli bardzo zdziwieni, że w kabinie nikt nie siedzi. Nie zestrzelili intruza, gdyż leciał nad gęsto zaludnionymi terenami. Gdy paliwo się skończyło, silnik zgasł i samolot zaczął szybować. Na zniżaniu maszyna rozpędziła się, i w wyniku swoich właściwości aerodynamicznych przy pracującym autopilocie, ciągle próbowała powrócić do lotu poziomego. Cały cykl powtarzał się kilka razy i przy zderzeniu z ziemią, kąt pochylenia był bliski zeru, w wyniku czego płatowiec praktycznie nie ucierpiał. Miało to miejsce o godzinie 10.37.
W sumie cały lot trwał ponad godzinę, samolot pokonał około 900 kilometrów. W tym czasie Skuridin zdołał udać się do szpitala, zrobić prześwietlenie (potłukł się podczas przyziemienia) i wrócić do sztabu. Tu podano komunikat radiowy o tym, że radziecki MiG-23 z numerem taktycznym 29 „szczęśliwie” wylądował w okolicach Brukseli. Samolot zniszczył ogrodzenie jednego z domów, skrzydłem rozbił werandę, gdzie, niestety, znajdował się młody mężczyzna, który poniósł śmierć na miejscu. Wszyscy przeżyli szok.
Po kilku dniach do Belgii przybyła grupa przedstawicieli Ministerstwa Obrony ZSRR. Nie dopatrzono się jakiejkolwiek winy pilota. Natomiast rozgorzał konflikt między Ministerstwem Przemysłu Lotniczego i służbą inżynieryjno-lotniczą. Okazało się, że silnik w ciągu roku 5 razy był remontowany. Komisja zdołała ustalić przyczynę wypadku. Było nią samoczynne nieplanowe włączenie się do pracy systemu zapobiegania pompażowi (SPP), który zmniejszył obroty po starcie. Powodem było nieprawidłowo wykonane uszczelnienie próżniowe złącza elektrycznego sterowania systemem, w wyniku czego do wewnątrz dostała się woda. Po rozebraniu złącza, wszystkie styki były opalone i pokryte rdzą. Następnie SPP wyłączył się najprawdopodobniej w skutek wstrząsu wywołanego katapultowaniem. Wina leżała po stronie Lotniczego Zakładu Remontowego w Czugujewie, gdzie samolot przechodził remont główny.
Komentując incydent, ówczesny pierwszy zastępca dowodzącego WWS generał lejtnant lotnictwa Je. SZAPOSZNIKOW powiedział: „To unikalny w historii lotnictwa przypadek. Po raz pierwszy maszyna bojowa, wykonała tak daleki bezpilotowy przelot."
PS. Skrzydło od tego samolotu przez kilka miesięcy leżało na moim podwórku, nim trafiło na złom.