Wrócę ponownie do kroniki p. Michałowskiego. Po latach spisał on swoje wspomnienia (i dołączył do kroniki), które są na tyle interesujące, że zacytuję je niemal w całości. Te wspomnienia przeniosą nas w przeszłość i atmosferę tamtych lat, gdy czas biegł chyba wolniej. Mogą stanowić również cenne źródło wiedzy na temat funkcjonowania szkół wiejskich w powojennej Polsce. Widać w nich również pasję i zaangażowanie tej nauczycielskiej pary. Oprócz przekazywania wiedzy mieli jeszcze inne obowiązki takie jak sprzątanie, bieżące naprawy czy palenie w piecu. Kronika bowiem milczy, czy w szkole był zatrudniony dodatkowy dozorca lub woźny. Osobom o wrażliwej duszy wspomnienia mogą dostarczyć sporo wzruszeń. Proszę posłuchać p. Michałowskiego. Pisownia oryginalna:
Sianożęty to moje odkrycie, moja maleńka Ojczyzna Pracy Pedagogicznej od 1 IX 1957r aż do zlikwidowania placówki w 198? w ramach bezsensownej likwidacji małych szkół czteroklasowych z klasami łączonymi na rzecz dużych, ośmioklasowych za to odległych, niekameralnych często nieprzytulnych a nawet zimnych, urzędowych szkół zbiorczych. Moja szkółka była w porównaniu z tym baśnią i maleńkim rajem, jaki mogłem wyczarować z czaru dzieciństwa tych małych mieszkańców wioski, którzy przez szyby klasy widzieli swoje domy, a na przerwie mogli do nich pobiec po pajdkę chleba z mlekiem. Ta szkółka była dzieciom dalszym domem, a ja z urzędu tylko, dalszym opiekunem rodziny. Tak byłem odczuwany przez rodziców również jak i przez dzieci. I to była zwykła tajemnica niezwykłego sukcesu, która była dobrze oceniana przez zwierzchników i studentów mających tutaj praktyki. Robiłem swoje z potrzeby serca (...) to taki prosty wniosek jak prosta była ta cicha wieś Sianożęty i jej po prostu żyjący tam naród i jego niezapomniana Dziatwa.
Nie ukrywam, że przepisując te słowa wzruszyłem się. Widać jak nietuzinkowym człowiekiem był Stanisław Michałowski. Czy na forum jest ktoś, kto uczęszczał do tej szkólki? Proszę podzielić się swoimi wspomnieniami.